lip 09 2003

Kolarzem to ja nie bede..


Komentarze: 18

Ciuchy do wykrecenia - spodenki, podkoszulka, skarpetki, majtki - ok, skarpetki i majtki niech moze wyschna same (nie zeby je ponownie uzywac, bron Boze, ale coby mi nie zplesnialy w pojemniku na brudy). Taaak, wiec ciuchy do wykrecenia, kolano do wymiany, krem do kupienia i 15 funciakow w plecy... To bilans dzisiejszego treningu.... ale moze od poczatku.

Swojego czasu rozmawialem z pewnym cyklista, ktory poinformowal mnie o organizowanym wyjezdzie nad morze. W zasadzie to zachodnie wybrzeze wiec raczej nad ocean, mniejsza o szczegoly z reszta. Dopiero wczoraj dotarlo do mnie jednak, ze to, cholera, az 200km. Tyle w zyciu jeszcze nie jechalem - 100 to bylo wszysko na co bylo mnie stac.

I co poczac z tym fantem ? Pieniadze za powrotny autokar juz oplacone (to te wspomniane 15 funtow w plecy)... Nic tam, slowo sie rzeklo, kobylka u plotu (tak to sie mawialo?).

Dzisiaj pojechalem na trening - wsiadlem na mojego bicycla i dawaj w miasto. Znakomita wiekszosc uczestnikow 'wyprawy', jak sie dowiedzialem, jedzie na racing bikes (kolazowki, znaczy sie) musialem wiec sprawdzic jak tam z moja wydolnoscia przy dluzszej jezdzie na wiekszych predkosciach. No i sprawdzilem. Nieciekawie. Tzn nie bylo zle - obrocilem 50 kilometrow w dwie godziny dziesiec minut - wliczajac kilka krotkich postojow wychodzi srednio jakies 25km/godz. Biorac pod uwage, ze moj rower to 'cross' (cos pomiedzy kolazowka a goralem) powinienem byc calkiem zadowolony... Tylko, ze coby wyciagnac te 25km/g sredniej przez wiekszosc czasu popierniczalem kolo 30-32. Na najwyzszych obrotach przez dwie godziny.

No i moj przyzwyczajony do zgola innych rodzajow aktywnosci (glownie siedzenie przed monitorem) organizm dal mi do zrozumienia co o tym mysli. W drodze powrotnej zaczelo dokuczac mi kolano. Ostatnie kilka kilometrow musialem jechac juz naprawde wolno bo czulem, ze doprawilbym je sobie na dobre. Tak wiec kolano do wymiany...

Ostatnia rzecz o jakiej wspomnialem na poczatku to krem do kupienia. Koniecznie. Bo chodze jakbym spedzil ostatnia noc w jednej celi z bardzo 'wyglodnialym' recydywista. W sporym rozkroku, znaczy sie. Jak pisalem spocilem sie niezle, bylo goraco a ja na dodatek w normalnych spodenkach (te rowerowe maja specjalna gabke tam gdzie trzeba). No i skutek jest taki, ze odparzylem sobie jajka. Niedobrze...

Tak to wiec w skrocie wygladalo. Prawdopodobnie wiec z wyprawy nici. Ten 'rajd' jest unsupported, znaczy sie nie ma zadnego wsparcia logistycznego - zero samochodu, ktory ewntualnie zabieralby uczestnikow w razie awarii/kontuzji. Gdyby kolano wysiadlo mi gdzies w trasie znalazlbym sie nagle sam, w nocy (mowilem, ze to nocny rajd?) gdzies gdzie psy szczekaja nie tym koncem co trzeba. Taksowka z powrotem do Londynu ? Wole nie myslec ile by to kosztowalo - przez pol roku bym sie nie wyplacil...

Tak wiec kolejny piekny plan (po wczorajszych ambicjach polepszenia doli proletariatu) legl, z calym wdziekiem, w gruzach... Ok, ten wdziek moze tu i nie pasuje, ale w kazdym razie legl..

londi : :
19 lipca 2003, 16:45
Strasznie intensywnie trenujesz czy co?
17 lipca 2003, 09:17
Londi, krakow jest piekny! nie chce wyjezdzac!!! co mam zrobic? zalamac sie? czy schowac w szafie i nie zdazyc na samolot? a moze zabarykaduje sie w lazience? odbija mi!
MedialnaBestia
15 lipca 2003, 21:19
teeeeeee nie spijjjjjj!!!!!!!!!!!! OBUDZ SIĘ!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
MedialnaBestia
10 lipca 2003, 09:27
kurde 200 to jest za duzo dla mnie przejechac 25 to tragedia a jak sie raz wybralam na 40 km to na drugi dzien nie widzialam gdzie jestem...
9148
10 lipca 2003, 00:28
ja jeszcze tylko słówko do NdilO > gdzie ja a gdzie Beskidy!? ja ze śmierdzącego środka Polski. swoją drogą zawsze mnie zastanawiało dlaczego zatłoczony Londyn nigdy nie śmierdzi... albo tylko ja, w euforii i uwielbieniu nic nie czułam.
09 lipca 2003, 23:19
belief > Wow gratuluje wytrwalosci - swojego czasu jedzilem po 100km w kazda niedziele wlasnie i wiem, ze to nie takie tam sobie hop siup... Te 200km musialbym jednak machnac w jakies 8-10 maksimum godzin i w tym jest problem. Kolano caly czas napiernicza, takiego tempa raczej by nie wytrzymalo... A chcialbym zeby sluzylo mi jeszcze przez kilka przynajmniej lat
09 lipca 2003, 21:28
200 uhmm powodzonka, ostatniej niedzieli bylo 100 i zastanawialam sie czy nie polozyc sie w piwnicy obok rowera gdyz drugie pietro wydawalo mi sie zbyt odlegle, 200 to zbyt duzo nawet i dla mnie pomimo mojego uporu i oportunizmu, ale czemu nie probuj:)
09 lipca 2003, 16:29
Bez czego? A co to takiego kida? 200 km na raz to baardzo dużo. Dla mnie rower to codzienny środek lokomocji. Już prawie zapomniałam jak wygląda w środku tramwaj czy autobus, ale mój komputer pokładowy pokazuje, że przejechałam zaledwie 350 km przez cały miesiąc. Chyba nie zdecydowałabym się na taki rajd mimo codziennej zaprawy. Ale faceci lubią wyzwania.
NdiLo
09 lipca 2003, 16:02
Eech, ale to zabrzmialo przytlaczajaco (te miazdzenie przez proze zycia)... Kuruje sie, kuruje, dzieki. Milej przejazdzki - dobrze Ci to zrobi. Jak czlowiek caly dzien wysiaduje przed monitorem i pisze komentarze (co oczywiscie jest bardzo mile i prosze o jeszcze) to potem jakis wiekszy wysilek i od razu cos wysiada. Wiem cos o tym. No i pozdrow te Bezkidy
09 lipca 2003, 15:18
Hmm, no to wtopilem z polszczyzna. well, zdarza sie. Z tym marszem nad ocean to moze i jakis pomysl jest.. Tylko, ze zajeloby mi to ladne dwa dni... dzisiaj wieczorem czekaja mnie jeszcze rolki, jutro do pracy.. chyba nie zdolam wcisnac tego do mojego grafiku.. choc idea, z pewnoscia sluszna :)
09 lipca 2003, 14:29
Kurcze zapomnialem, ze mialem szalec i podpisywac sie mniej standardowo... So, again, call me NdiLo
09 lipca 2003, 14:27
Nooo, moja droga... Cos mi tu wlasnie smierdzialo niezle - 79km - w to to uwierze, ale 80 ? To zupelnie inna bajka... Zartuje oczywiscie. Musze powiedziec, ze podziwiam - ja jadac 55 kiedys tam z gorki mialem dusze na ramieniu... przy 80 zwialo by ja pewnie nawet z tamtad.. Kurcze od tej emigracji poszczyzna mi siada - jak sie pisze 'z tamtad' czy 'stamtad' ? Czy jest z nami prof. Miodek ?
09 lipca 2003, 14:18
no, jeśli 79 to chyba mogę sobie zaokrąglić nie? ale siur jak niewiemco! POLSKIE BESKIDY! i tego uczucia nie da się opisać. gorzej jeśli niefortunnie najedzie się na kamyczek....
09 lipca 2003, 14:00
No nie zebym watpil w Twoje slowa, ale... 80km..? Ar ju siur ?
09 lipca 2003, 13:32
Oooj, tak latwo to ja sie nie poddam, nie myslcie sobie. Tzn wyprawe sobotnia musze sobie odpuscic, ale roweru nigdy !! Jak dla mnie to jeden ze szczytowych osiagniec mysli technicznej i dowod ludzkiego geniuszu... Motor, i owszem, pewnie fajny, ale nie ma to jak zmachac sie do upadlego pedzac na rowerku... Kolano lecze, odparzone klejnoty tez czuja sie jakby nieco lepiej... nie jest zle. A poza tym co wczoraj nowych niesamowitych miejsc znalazlem to moje...

Dodaj komentarz