One step at a time...
Komentarze: 4
No i fajno
Przeszdlem sie dzisiaj na spotkanie lokalnego, jak by to po polsku..."komitetu rowerowego" (tlumaczem chyba nie zostane). Grupa ludzi zajmujaca sie lobbyingiem na rzecz rowerzystow (nowe sciezki, parkingi rowerowe) i organizacja roznego rodzaju imprez promujacych rower jako srodek transportu. W sumie poszedlem tam w ramach robienia czegos nowego, dzialania (patrz wczorajszy blog), przelamywania swoich oporow, ktore co zauwazylem, coraz czesciej powstrzymuja mnie przed podazaniem za swoimi mniejszymi i wiekszymi celami... Przeczytalem informacje na sieci o tym spotkaniu i pomyslalem, ze w sumie mozna byloby zobaczyc co sie tam dzieje. Nawet sobie to zapisalem na "weekly to-do list". Wczoraj zaczalem sie jednak zastanawiac - " a po cholere mi to, tylko strata czasu... przeciez tam sami Angole, zgrana paczka... gdzie ja sie pcham... bede tam siedzial jak kolek nie wiedzac co z soba zrobic... lepiej poucze sie troche..." No i takie pieprzenie...
Wczoraj piszac notke do bloga sam nakrecilem sie nieco. Postanowilem, ze nie mam zamiaru zestarzec sie jeszcze teraz... I nie mam zamiaru rezygnowac ze swoich marzen na rzecz cieplych papuci, telewizora i chipsow w bezpiecznym zaciszu swojego pokoju... Postanowilem przynajmniej dwa razy w tygodniu robic cos z czym nie czuje sie komfortowo, cos co wzbudza we mnie opor i mniejszy czy wiekszy lek. Tak coby wychodzic poza swoja "strefe komfortu" by nie stawac sie stopniowo niewolnikiem wlasnych ograniczen, obaw, niepewnosci siebie... Bo tylko w ten sposob moge posowac sie do przodu w swojej wedrowce przez zycie...
Poszedlem, mimo, ze nie chcialo mi sie okrutnie. Przed drzwiami musialem az otrzec sie z potu. I to bynajmniej nie z powodu temperatury. No i co ? No i nic. Bylo tak sobie. Ani fajnie ani niefajnie. Normalnie. Ale to niewazne. Wazne, ze sie przelamalem. Wazne, ze zrobilem co chcialem. Fajno...
W zasadzie nie wiem po kiego o tym pisze. Zadne wydarzenie. Taki o sobie maly kroczek. Ale zmiana dokonuje sie wlasnie malymi kroczkami stawianymi dzien po dniu. Podnoszeniem sobie poprzeczki centymetr po centymetrze. Moze to i tylko centymetr, ale taki dajacy satysfakcje...
Przypomnialo mi sie, Chinskie bodajze, powiedzenie ...
"Nie sztuka byc lepszym od kogos innego. Sztuka jest byc lepszym od osoby jaka bylo sie jeszcze niedawno"
Bo o to chyba chodzi...
A na zakonczenie powiem jeszcze, ze oprocz satysfakcji z pojscia na ww spotkanie, dowiedzialem sie o kilku fajnych 'bike rides'. Jedna za dwa tygodnie - wyjazd o 2giej nad ranem by na 4ta byc na jednym z najlepszych widokowo wzgorz Londynu i podziwiac wschod slonca w najkrotsza noc roku. Druga to 120 milowa wyprawa gdzies tam, juz nawet nie pamietam... 120 mil - to jakies 200km. Wyjazd o 8mej wieczorem i jazda przez cala noc. Super. Musze kupic sobie wygodne siodelko bo przez tydzein nie bede w stanie usiasc na tylku...
Ok, to tyle na dzisiaj . I tak sie rozpisalem nieco.
Ps. Myslalem, ze zmocze sie ze smiechu dzisiaj. Artykol z Onion.com pt. Gen. Tommy Frank Quits Army To Pursue Solo Bombing Project . Polecam zwolennikom absurdalnego i nieco zakreconego humoru. Artykol po angielsku.
http://www.theonion.com/onion3922/gen_tommy_franks_quits.html
Dodaj komentarz