Komentarze: 4
Przyjmuje datki. Najlepiej w walucie miejscowej (funty znaczy sie). I bez drobniakow prosze. Troche godnosci ...
Koniec pracy wczoraj. Przez dwa tygodnie zastepowalem administratora w collegu. Podlubalem troche w sieci, pokonfigurowalem kilka rzeczy, popatrzylem lubieznie na mlode studentki ras, kolorow i narodowosci wszelakich...Taa, to ostatnie zdecydowanie najbardziej przypadlo mi do gustu... Choc z narodowosic wszelakich i tak caly czas preferuje slowianki.
Tak wiec wczoraj ostatni dzien pracy. W kieszeni ach-jakze-mily-w-dotyku czek na 600 funciakow (tu sie chwale zeby watpliwosci nie bylo), na ustach usmiech, w dloni piwko - czego jeszcze trzeba ? Moze duszy bratniej u boku? Duszy plci pieknej oczywiscie...
Dzisiaj wpadlem na moment do szkoly. Powitala mnie swym rozbrajajacym usmiechem 'moja' Ukrainka. Myslalem, ze znowu bedzie 'there's something wrong with the computer'. Cos bardzo czesto 'psuje sie' ten jej komputer - tym bardziej, ze zadne z pozostalych dziewczyn nie maja z nim nigdy problemow. No nic, jak ktos mnie chce podstepnie lechtac po proznosci mojej meskiej to wiecie co... Zeby nie bylo. Protestowac nie bede. Chocby z wrodzonego taktu :)
Tym razem biegalo jednak o cos innego. 'Zalegasz z ostatnia rata'. Hmm, no tak, mialem zaplacic jakies dwa tygodnie temu. Mialem nadzieje, ze wytrwale spychanie tego faktu na tyly swiadomosci sprawi, ze sprawa rozwiaze sie sama. Nie zadzialalo. Wyszedlem z collegu 400 funtow biedniejszy. Zegnany tym samym rozbrajajacym usmiechem. Usmiechem co najmniej nie na miejscu biorac pod uwage powage sytuacji. Troche empatii, cholera...
Wracam do domu. Przebieram sie, wsiadam na rower. Cos mnie podkusilo - patrze na tylnie kolo - cztery szprychy dyndaja sobie luzno. Nie wierze w zlosliwosc przedmiotow martwych, ale dalbym glowe, ze dyndaly sobie radosnie...szyderczo rzeklbym nawet, smiejac sie prosto w moja zatroskana twarz. Telefon do znajomego "Nowe kolo do twojego bike'a ? Nie powinno byc drogo. Powiedzmy 80 funtow". Zajebiscie. Dla niego moze to i nie drogo - w zeszlym tygodniu kupil sobie nowy rower . Fajowy - leciutki, cieniutkie opony, zajebisty osprzet - slowem super. No, ale za 2 300 funtow to musi byc super.
Taaak. Easy come, easy go, jak to mawiaja. Pieniazki rozplynely sie w ciagu jednego dnia. Mialem wyskoczyc sobie ktoregos wieczoru poskakac do rana w jakims klubie. No to se nie poskakam...