Archiwum sierpień 2003


sie 16 2003 Londiego cierpienia okrutne
Komentarze: 16

Czy mozna przeziebic sie latem ? Przy 30kilku stopniach ? Ano okazuje sie, ze mozna. W zasadzie przyjmijmy, ze nie mozna, ale ja jako osoba nieprzecietna zdolalem dokonac i tego. Niech mam jakies korzysci z calej tej przygody.

Czwartek. Juz rano moglem domyslac sie, ze cos bedzie nie tak. Moglem domyslac sie gdyz takie rzeczy zdarzaja sie zupelnie niespodziewanie a ranek byl wlasnie takim, ktory absolutnie nie daje powodow by mozna spodziewac sie czegokolwiek. Moglem domyslac sie wiec, ze stanie sie cos niespodziewanego. Czysta logika.

Jak codzien przyjechalem z pracy. Dla ochlody (upalne lato bylo tego roku) wciagnalem dwa lody. Zjadlem kanapkowy obiadek. Popilem soczkiem. Jak codzien dla rozluznienia wrzucilem NBA 2003 (gra komputerowa). Mniej wiecej w trzeciej kwarcie poczulem sie dziwnie. W zaladku mdlo, kilka razy przeszly mnie dreszcze. Mysle sobie "Ok, przegrywam, ale jeszcze nie powod zeby tak sie przejmowac. Rzucimy kilka koszy i znow wyjdziemy na prowadzenie". Kosze rzucilem, na prowadzenie wyszedlem, w koncu wygralem caly mecz a jak czulem sie zle tak teraz nawet gorzej.

Choroba zaatakowala nagle. Ni z tego ni z owego. Bez zadnych ostrzezen, zadnych symptomow. Calkowicie, powiedzialbym, nielegalnie - wbrew wszelkim traktatom i porozumieniom respektowanym przez kazda szanujaca sie dolegliwosc. Tak po prostu. Mdlosci, zimne dreszcze i to dziwne uczucie, ktore trudno opisac, ale to to jakie ma sie przy mdlosciach i zimnych dreszczach wlasnie.

Zalozylem bluze. W pokoju zrobilo sie nagle zimno. Bedac osoba oczytana pamietalem, ze takie nagle oziebienie zwiastuje zazwyczaj pojawienie sie kogos z zaswiatow. Jako, ze dzien byl jeszcze w pelni odrzucilem swym racjonalnym umyslem tak niedorzeczny pomysl. Wlazlem do lozka, przykrylem sie pierzyna. Mysle sobie, "Przeczekam, na pewno minie po chwili". Poza tym, jakby co zamkne oczy i udam umarlego - takich upiory i inne "zaswiatowce" nie ruszaja. Tak, racjonalny umysl racjonalnym umyslem a przezornym byc trzeba.

Po pol godzinie drgawek i przewracania sie z jednej skreconej pozycji na druga objela mnie, swymi niosacymi ulge ramionami, ciemnosc, wciagnawszy w kraine blogiej nieswiadomosci.

Obudzilem sie kolo polnocy. Mdlosci w zoladku wzbieraly na sile. Poczulem, ze nie moge juz dluzej tego w sobie tlamsic. Musze otworzyc sie i wylac z siebie wszystko to co nagromadzilo sie we mnie. Co nie daje mi spokoju. Co gnebi ma dusze nie pozwalajac mi spac spokojnie.

Pol nocy spedzilem na ozywionych konwersacjach z muszla klozetowa. Moze nie konwersacjach, monologach raczej.

Muszla przyjela mnie jak czula kochanka. Na monotonne nieco moje wynurzenia (oooo...uuuu...blllleeeee !!...ooo) odpowiadala, jak najlepszy przyjaciel - tym pelnym akceptacji i zrozumienia milczeniem. Milczeniem, ktore sprawia, ze czujesz sie tak bezpiecznie i bez obaw wyrzucasz z siebie wszystko... Przez kilka godzin przezywalem istne katharsis oczyszczajac sie ze wszystkiego co ciazylo na mym sercu... Tudziez zaladku... W koncu, wraz z nastajacym porankiem doczlapalem sie z powrotem do lozka.

Wstalem o osmej wciaz oszolomiony po calej gehennie. Udalo mi sie, bez wiekszych sensacji, wciagnac kanapke, zapic ja ciepla herbata i na nieco chwiejnych nogach pognalem do pracy. Kilka cherbat i jedna tabletke przeciwbolowa pozniej poczulem sie juz w miare do zycia. Wpatrujac sie tepo w monitor i odpowiadajac nieco obcesowym "WHAT ??!!??" na proby przyciagniecia mojej uwagi przez co poniektorych studentow dotrwalem do 14tej. Zwinalem sie do domu by walnac sie prosto na rozbebeszone jeszcze od poprzedniej nocy loze. Obudzilem sie po 18 godzinach.

Teraz jest juz Ok. Ranek przywital mnie dobrym samopoczuciem i tak oczekiwanym od dawna ochlodzeniem. Zapowiada sie fajny weekend.

Caly czas nie moge dojsc co to bylo. Przeziebienie, udar sloneczny. Moze to, ze od czterech dni nie jadlem niczego cieplego. Cholera wie. Zastanawiam sie, moze nie dosyc przylozylem sie do oczyszczania lodowki z przeterminowanych produktow. Niewazne - bylo minelo. Juz dawno tak jak dzisiaj nie cieszylem sie z bycia zdrowym. Z czucia sie ot tak, normanie.

Ech, gdyby tak mozna bylo doceniac zdrowie na codzien bez takich "przypominaczy".

 

 

 

Ps. W lewym gornym rogu dodana jest opcja automatycznego zawiadomiania o nowych notkach. Chetnych zapraszam :)

londi : :
sie 13 2003 Porzadki nie do konca wiosenne
Komentarze: 9

Te strozki potu, o ktorych pisalem w ostatniej notce splywaly nie bez przyczyny. Dopiero dzisiaj przeczytalem, ze wlasnie w niedziele padl rekord wszechczasow - 37.1C. Moze to i nie jakos zatrwazajaca temperatura, ale to jest kurna Londyn a nie Burundi jakies.

Moja lodowka nie dala sobie rady - zsiadla mi mleko i zepsula salatki. Wkurzyc sie mozna - szczegolnie jak czlowiek pierwszej w tygodniu, porannej poniedzialkowej kawy nie czym "zabielic". I czego tu mozna oczekiwac po takim tygodniu ?

Moze i na dobre wyszlo - z tego wszystkiego postanowilem zrobic maly renament. Z bolem serca pozegnalem sie z twarozkiem - termin "Use by" uplynal 2 lipca :) . Podobny los spotkal 2 kefiry, paczke miekkich juz podejrzanie marchewek i zzolklej natki seleru - kupuje ja co tydzien z mocnym postanowieniem, zrobienia sobie salatki z kefirem wlasnie. Jak to z postanowieniami bywa tlumaczyc chyba nie musze.

Drugi twarozek "uplynal" dopiero dwa dni wczesniej. Stwierdzilem, ze nie takie rzeczy sie robilo, ze jestem twardziel i w ogole. Wciagnalem twarozek choc bez radosci szczegolnej - szczypal tak jakos w jezyk a swoja kwaskowatoscia zdecydowanie odbiegal od normy. Wymyslilem napredce, ze "widocznie taka partia" starajac sie zapchnac mysli o procesach fermentacji gdzies na obrzeza swiadomosci.

Pomidorowy sok w kartonie pokryl sie szarawym meszkiem. Poczulem rozlewajace sie wokol serca przyjemne ciepelko - poczulem sie lepszy, spelniony tak jakby. Dalem poczatek nowemu zyciu. Plesniowce radosnie tworzyly swoje kolonie. Teraz juz tylko zasadzic drzewo i wybudowac dom. Po krotkim namysle zdecydowalem nie kontynuowac hodowli. Soczek wyladowal w koszu - plesniakom i tak lepiej bedzie gdzies na wysypisku . W sloneczku cieple i wilgoci. Choc wiem, ze beda tesknic. Wszedzie dobrze, ale w domu ...

Ok, zaczynam juz pieprzyc bez sensu. Nieomylny znak, ze trzeba konczyc.

Koniec koncow w lodowce zrobilo sie duzo luzniej. Duzo za duzo. Jutro cotygodniowe zakupy. Kupie seler i kefir - na salatke. Mam sie przeciez zdrowo odzywiac.

londi : :
sie 10 2003 Homoseksualizm bierny.
Komentarze: 11

Goraco jest. Bardzo goraco. Nie wiem jak Wy, ale ja zabarykdowalem sie dzisiaj w swoim pokoju i nosa nie wysciubiam. Zaslony zaciagniete, wentylator dmucha dziko a ja w samych gatkach siedze przed kompem czekajac na wieczor. 35 stopni, kurna !! W Londynie. Bedzie koniec swiata. Zawsze sie tak zaczyna.

Pot leje sie ze mnie strumieniami. Ok, strumienie to moze zbyt duzo powiedziane, ale slowo daje, ze co chwila struzki splywaja mi po plecach tudziez innych plaszczyznach. Trzy razy bralem juz dzisiaj zimny prysznic. I jak tu zachowac ekologiczna postawe - toz tymi ilosciami wody kilkusetosobowa wioska w odleglej Somalii raczylaby sie przez tydzien. Taa, przez ten upal Karma mi sie spieprzyla. Z tego wszystkiego w nastepnym wcieleniu odrodze sie pewnie jako.... hmmm.... jako... nie wiem nic nie przychodzi mi do glowy, ale na pewno bedze mial przerabane. Tylko co ja poradze, ze goraco jak w tylku u Murzyna ?

Chociaz w zasadzie nie wiem - moja orientacja seksualna (hetero) sprawia, ze to porownanie moze nie byc szczegolnie trafne. Sprawdzac organoleptycznie nie bede. Moge spytac znajomego z pracy - jest gejem wiec pewnie bedzie sie orientowal. Swoja droga jezeli w dupie u Murzyna jest tak goraco jak dzisiaj w Londynie to ja gejem nigdy nie zostane.Pocil bym sie za bardzo.

Swoja droga homoseksualizm do najzdrowszych nie nalezy. Nawet homoseksualizm bierny (to od biernego palenia, ok?). 3 tygodnie temu odbywal sie "Madri Graas" - nie jestem pewien co do pisowni, ale to taki "dzien dumy" kochajacych inaczej. Centrum Londynu przejechala parada gejow, lesbijek, transwerstytow i czegokolwiek tam jeszcze. Tiry z sound systemami, na nich setki poprzebieranych, tanczacych przedstawicieli plci wszelakich. Do tego kilkanascie tysiecy tychze kroczacych na dole - karnawalowe kreacje, transparenty jakies, tance i swawole...

Pisze plci wszelakich bo procz gejow i lesbijek, ktorych to plec okreslic jest latwo byla tez platforma z transseksualistami. To zarowno ci, ktorzy operacyjnie zmienili plec jak i ci, ktorzy zmienili ja "pol na pol" (np na gorze kobieta na dole wciaz facet)... Oj dzieje sie na tym swiecie dzieje... Czytalem jakis czas temu, ze policjanci/tki pragnace zmienic plec otrzymywac beda od przyszlego roku roczny platny urlop po czym bez problemu powracac beda do sluzby. Tak wlasnie. To nowa inicjatywa Metropolitan Police, ktora stara sie byc otwarta na wszystkie grupy spoleczne. Tak to dumnie przedstawial komisarz jakis tam.

Pochod szedl wiec sobie. Tanczyl i swawolil. Co jakis czas tu i owdzie blysnal goly tylek. Ku mojemu niezadowoleniu panie okazaly sie zdecydowanie bardziej powsciagliwe w owym blyskaniu. Co robic...

Wracajac do tematu "homoseksualizm bierny okazuje sie szkodliwy dla zdrowia". Pojechalem zobaczyc parade i pstryknac kilka zdjec. Nie spodziewalem sie takich tlumow. W sumie lacznie z gapiami bylo dobrze ponad 100tys ludzi. Wszyscy bawiacy sie swietnie. Wliczajac w to mnostwo rodzin z dzieciakami klaskajacych z uznaniem na widok odkrytych wdziekow i dzikich plasow paradujacych. Tak czy owak atmosferka byla naprawde super. Prawie jak na Love Parade jakies. Jako, ze poczulem sie jak na imprezie zakupilem w sklepie piwka. Zakupiwszy piwka skonstatowalem, ze do pelni dobrej zabawy potrzeba mi jeszcze papieroskow. Odkrylem w sobie nagle mnostwo stanowczosci dzialania, zdecydowania i w ogole. Od razu ruszylem do kolejnego sklepu gdzie zakupilem fajki. Stanowczosc dzialania byla niezbedna - musialem dzialac szybko by stlumic ten glos z tylu glowy niemrawo probujacy oponowac. Ze "przeciez nie palimy juz od 2 miesiecy", ze "przeciez nie warto" i takie tam. Z pierwszym zaciagnieciem sie nikotynka glos z tylu glowy zmienil spiewke. "Wooow !! jak milo..."

Tak, dwumiesieczna abstynecja nikotynowa poszla sie j...c. Oczywiscie wiemy kto jest winien, nie ? Stad wlasnie ta teza, od ktorej rozpoczela sie ta opowiesc.

Wlasnie przeczytalem ta notke. To sie chyba nazywa "stream of consciousness" - podazanie za mysla, skojarzeniami, tym co przyjdzie akurat do glowy. Ponoc zbawienne dla zdrowia psychicznego. Bardzo oczyszcza. Taak, zdecydowanie czuje sie lepiej... Ide nacieszyc sie tym uczuciem blogostanu. Usiade sobie na zewnatrz na schodach, zapale papieroska i bede chlonal calym soba ten letni wieczor. Jest absolutnie pieknie - zrobilo sie chlodno, ksiezyc powoli wychodzi na niebo, do tego ten zapach w powietrzu... Miodzio...

londi : :
sie 07 2003 Rowerem po wybrzezu
Komentarze: 11

Nie pisalem dlugo. Moj komputer nie wytrzymal tropikalnych temperatur, ktore nawiedzaja nas ostatnio i na pewien czas odmowil posluszenstwa. W zasadzie powinienem splodzic jakas madrzejsza wymowke, ale zdecydowanie mi sie nie chce. Tak wiec przyjmijmy te zaprezentowana powyzej. Oczekuje pelnych zrozumienia potakiwan i zatroskanych min. Bo, jak to ktos madrze powiedzial, " W zyciu najwazniejsza jest szczerosc wiec nalezy jak najszybciej nauczyc sie ja udawac". Czy jakos tak.

Co tam sie dzialo ostatnio. W zasadzie niewiele. Zycie plynie sobie powolutku. Znowu przez 2 tygodnie pracuje w collegu. 4 godzinki dziennie. Idealnie - nie za duzo, nie za malo - mogloby tak zostac. Poza tym w chwilach wolnych od obijania sie ucze sie co nieco do kolejnego egzaminu (windows 2003), jezdze na rolkach, smigam na rowerze i takie tam.

A propose smigania na bicyclu - w sobote wybralem sie na wyprawe sladami Vikingow. Nie wiem co tam Vikingowie porabiali na wybrzezu, ale tak nazywal sie szlak (Viking track) wiec niech tak zostanie. Jechalo nas 13 osob - glownie anglicy i australijczycy. Do tego jeden szwajcar, niemiec no i ja godnie reprezentujac rase slowianska.

Rano do pociagu, godzinke do Feversham i stamtad wzdluz wybrzeza az do Dover. Nieco ponad 120 kilometrow.

Super wyprawa - naprawde niesamowite widoki - biale granitowe klify, ruiny starych kosciolow, przepiekne nadmorskie miasteczka, o zabudowie i klimacie, ktorego nie da sie nawet opisac - tak rozny jest od wszystkiego tego co widzialem do tej pory.

Opisywac calosci nie bede z braku czasu \ checi \ zdolnosci literackich (niepotrzebne skreslic).

Kilka obserwacji:

1) na odcinku ponad 120 kilometrow znalezlismy zaledwie 1 (slownie jedna) piaszczysta plaze. Taka w malej zatoczce. Wszystkie pozostale wylozone kamieniami (ponac za silne prady na piasek) co nie przeszkadza autochtonom wygrzewac sie na nich lezac bezposrednio na kamulcach. Zdrowy narod musi byc po takich masarzach.

2) Ciekawie rozwiazana jest kwestia ratownictwa. W ciagu calego dnia widzielismy kilku zaledwie ratownikow. To w najwiekszych miastach. Na pozostalych plazach co jakies 100m umieszczona jest tablica z numerem telefonu, z ktorego nalezy skorzystac w razie toniecia. A co ? Brac ze soba komurki do wody. Dla tych, ktorzy zdecyduja sie pozostawic je na brzegu dodatkowa informacja, ze "najblizszy telefon znajduje sie 200m w lewo". Czy cos w tym rodzaju. Znajac panujace tu zwyczaje, kiedy uda sie nam juz dodzwonic uslyszymy zapewne "Your call is very important to us. Please hold" A potem cala procedurka w rodzaju.

"Jezeli dzwonisz z plazy w Dover nacisnij 1"

"Jezeli dzwonisz z plazy w Ramsgate nacisnij 2"

itd...

Parodia...

3) woda slona piekielnie. Za cholere nie da sie plywac. Nie zeby az tak przez swoja slonosc wypierala, ale o krytej zabce, kraulu (jak to sie pisze?) czy delfinku mozna zapomniec. Chyba, ze lubimy slinic sie i pluc na okraglo.

Obserwacje ku przestrodze:

1) wybierajac sie na 15 godzinna wyprawe zjedz sniadanie. 5 bananow na caly dzien to nie jest najlepszy pomysl. Podobnie nienajlepszym pomyslem jest zalowanie pieniedzy na lunch bo "lepiej zostawic je sobie na pozniejsze piwka" w nadmorskich pubach.

2) wybierajac sie na 15 godzinna wyprawe w pelnym sloncu (32 stopnie) rozwaz zastosowanie kremu do opalania. Jezeli zadecydujesz przeciwko jego uzyciu zaopatrz sie zawczasu w duze ilosci smietany lub zsiadlego mleka. Okladanie sie swiezym nie przynosi ulgi. Po powrocie zapodaj muzyke na caly regulator i pozostaw tak na cala noc. Sasiedzi nie chca sluchac twego zawodzenia. Wycie z bolu najlepiej wtopi sie w muzyke operowa...

Coby nie byc goloslownym zamieszczam ponizszy obrazek.

 

3) Wystrzegaj sie kobiet. Nie zebym mial cos przeciwko temu gatunkowi. Wrecz przeciwnie. Nie na dlugodystansowej wyprawie jednak. Kobiety nie potrafia dazyc do celu. One beda rozkoszowac sie pieknym dniem, widoczkami i wymienianiem plotek sunac sobie powolutku jakby to byla przejazdzka po parku. A nie byla. Mielismy do zrobienia 120 km - trzeba narzucic odpowiednie tempo i poganiac maruderow. Oczywiscie byloby to wbrew angielskim manierom wobec czego ci jadacy na przedzie zatrzymywali sie co 15minut na przymusowa 10minutowa przerwe, w trakcie ktorej paniusie mialy szanse dolaczyc do grupy. Skonczylo sie na tym, ze pierwsze 70 kilometrow zajelo nam 7 godzin (wliczajac 2 godzinna przerwe na lunch w publie). Dziewczyny stwierdzily, ze sa juz zmeczone, zapakowaly sie w pociag i pojechaly z powrotem. Przez te wszystkie postoje okazalo sie, ze jest juz za pozno by jechac do konca do Dover i reszta grupa zakonczyla wyprawe w ktoryms z napotkanych pubow o godz 19tej. Ja i dwoch australijczykow nie dalismy za wygrana i ruszylismy dalej.

 

4) Zabierajac kobiety na wyprawe bierz pod uwage ewentualnosc jazdy w nocy nawet jezeli planowo wszystko zakonczyc sie mialo poznym popoludniem.

Decydujac sie na dalsza jazde mielismy do pokonania ok 60km. Tych najciezszych bo wlasnie zaczynaly sie kilkudziesieciometrowe klify na ktore trzeba bylo sie bezustannie wspinac. Ciagle pedalowanie pod gorke przez kilka godzin jest naprawde zabojcze. Skonczylo sie na tym, ze do Dover dojechalem juz po ciemku. Jadac bez swiatel, bez zadnych odblaskowych gadzetow, ktore mialbym na sobie podczas nocnej jazdy. Bedac caly czas "obklaksowywany" przez wymijajace mnie w ostatnim momencie samochody - ostatnie kilkanascie kilometrow wiodlo w duzej czesci przez las gdzie za cholere nie bylo mnie widac. Zastanawialem sie kiedy w koncu cos mnie potraci, ale bylem juz tak zmachany, ze szczerze mowiac nie obchodzilo mnie to za wiele. Opatrznosc czuwa jednak i jakos dojechalem do celu.

 

.... nie chce mi sie pisac juz wiecej.. I tak dluga notka z tego wyszla.

 

Koniec koncow dojechalem do Dover zapakowalem sie w pociag zamknalem oczy i zasnalem jak dziecko. Obudzilem sie, otworzylem oczy.. i znowu bylem w Dover... Okazalo sie, ze pociag "odwolali". Slyszalem juz wczesniej, ze to zdarza sie tu nagminnie, ale jak dotad nie doswiadczylem na wlasnej skorze. Pociag pelen ludzi. Powinien odjechac juz 10 min wczesniej. Pan glosem pelnym tej angielskiej flegmy oswiadcza, ze "The train has been cancelled" i ze nastepny planowo za 1.5 godziny. Podrozni grzecznie i z obojetnoscia bydla prowadzonego na rzez wysiadaja z pociagu i siadaja na peronie. Zadnego oburzenia, nic takiego. Moze nutka lekkiego zawodu na twarzach co poniektorych. I takiej stoickiej rezygnacji...

 

Po 45 minutach dolaczaja do mnie dwaj pozostali cyklisci, ktorych zgubilem gdzies wczesniej. Podobnie jak ja slaniaja sie na nogach. Daly nam porzadnie w kosc te klify. Ale warto bylo. Z usmiechami na twarzach opowiadamy sobie nawzajem o tych chwilach zwatpienia kiedy widzac kolejny kilometrowy podjazd siadalismy na trawie mowiac "i'm not fuc..ing going anywhere". O tym wyciu z bolu gdy pojawial sie skurcz w lydkach. I o wyciu z bolu, ktory czeka nas jutro. Oni tez nie pomysleli o kremie do opalania.

 

Przez cala niedziele siedzialem przed kompem niezdolny do niczego. Cale plecy palily mnie okrutnie. Chcialem nawet zejsc do sklepu kupic cos na ukojenie bolu. Nie zdolalem - nogi zlozyly mi sie na schodach. Zero kontroli nad miesniami. Wrocilem do mieszkania i do wieczora obkladalem sie lodem, opedzlowywalem lodowke i generalnie dogorywalem.

 

Bylo super. Uwielbiam takie klimaty

 

londi : :