Najnowsze wpisy, strona 1


lip 28 2003 Sport to zdrowie. A tylek boli
Komentarze: 10

Przed wyjsciem musialem zmienic kolka w rolkach, tak byly juz starte z jednej strony. Przeflancowalem z jednej rolki na druga i z poczuciem dobrze spelnionego obowiazku popedzilem do Hyde Parku.

Siadam na krawezniku, ochraniacze na kolanka, rolki na nogi, wstaje "what the fuuuu........" Sruuuu !! "....fuck ?".

Szybko probuje zrekonstruowac wydarzenia. Przed chwila stalem, chwile pozniej z gracja indyjskiego bawolu siedze na asfalcie rozcierajac obolaly tylek. Bedac osobnikiem o nieprzecietnej inteligencji konstatuje, ze najprawdopodobniej mialo miejsce zjawisko zwane spektakularnym wyrznieciem dupa o asfalt. Moje przypuszczenia znajduja potwierdzenie w radosnym rechocie stadka panienek siedzacych niedaleko.

Z ewidentnie udawana godnoscia podnosze sie i chwiejnym krokiem odjezdzam w glab alejki...

W ciagu nastepnych dwoch godzin jeszcze kilkakrotnie, ku powszechnej uciesze gawiedzi sprawdzam empirycznie czy prawo grawitacji nie przestalo przypadkiem obowiazywac. Nie przestalo.

Wkurzam sie na siebie. Kolka powinno sie przekladac czesto tak zeby scieraly sie rowno po kazdej stronie. W przeciwnym wypadku, szczegolnie jezeli zabawiamy sie gwaltownymi skretami, hamowaniami, piruetami i tego typu wyczynami, kolka scieraja sie nierownomiernie przypominajac ... przypominajac ... nie wiem, kurna, przypominajac nierownomiernie starte kolka. Kto zorientowany w temacie wie o co chodzi. Powinienem zafundowac sobie nowe, ale uparlem sie, ze na pewno da sie je jeszcze zrecyclingowac. Przelozylem wiec z rolki na rolke by dotrzec z przeciwnej strony.

Tylko, ze na czyms takim, za cholere nie da sie jezdzic. Nogi same skrecaja w kierunku przeciwnym do zamierzonego, zero stabilnosci. Kazde ogladniecie sie za zgrabnymi nogami (czy jakakolwiek inna dezorientacja) konczy sie niechybnie testowaniem prawa powszechnego ciazenia. Ktore to prawo, nalezy powiedziec, dziala z zadziwiajaca niezawodnoscia. Pieprzony (sorry) Newton - zamiast jak czlowiek pojsc sie napic, ten musial pzresiadywac pod ta grusza. A jak wiemy z takiego siedzenia nic dobrego nie wynika - tylko glupie pomysly przychodza do glowy. No i wymyslil - tylko dlaczego ja musze potem przez to cierpiec?

Mialem nadzieje, ze chociaz jakas niewiasta o silnych instynktach opiekunczych widzac moj bol zapala niepochamowana potrzeba przytulenia mnie do swego lona. Nie zapalala zadna :(

A tylek jak bolal tak boli... Ale i tak bylo fajno.

londi : :
lip 27 2003 Easy come easy go...
Komentarze: 4

Przyjmuje datki. Najlepiej w walucie miejscowej (funty znaczy sie). I bez drobniakow prosze. Troche godnosci ...

Koniec pracy wczoraj. Przez dwa tygodnie zastepowalem administratora w collegu. Podlubalem troche w sieci, pokonfigurowalem kilka rzeczy, popatrzylem lubieznie na mlode studentki ras, kolorow i narodowosci wszelakich...Taa, to ostatnie zdecydowanie najbardziej przypadlo mi do gustu... Choc z narodowosic wszelakich i tak caly czas preferuje slowianki.

Tak wiec wczoraj ostatni dzien pracy. W kieszeni ach-jakze-mily-w-dotyku czek na 600 funciakow (tu sie chwale zeby watpliwosci nie bylo), na ustach usmiech, w dloni piwko - czego jeszcze trzeba ? Moze duszy bratniej u boku? Duszy plci pieknej oczywiscie...

Dzisiaj wpadlem na moment do szkoly. Powitala mnie swym rozbrajajacym usmiechem 'moja' Ukrainka. Myslalem, ze znowu bedzie 'there's something wrong with the computer'. Cos bardzo czesto 'psuje sie' ten jej komputer - tym bardziej, ze zadne z pozostalych dziewczyn nie maja z nim nigdy problemow. No nic, jak ktos mnie chce podstepnie lechtac po proznosci mojej meskiej to wiecie co... Zeby nie bylo. Protestowac nie bede. Chocby z wrodzonego taktu :)

Tym razem biegalo jednak o cos innego. 'Zalegasz z ostatnia rata'. Hmm, no tak, mialem zaplacic jakies dwa tygodnie temu. Mialem nadzieje, ze wytrwale spychanie tego faktu na tyly swiadomosci sprawi, ze sprawa rozwiaze sie sama. Nie zadzialalo. Wyszedlem z collegu 400 funtow biedniejszy. Zegnany tym samym rozbrajajacym usmiechem. Usmiechem co najmniej nie na miejscu biorac pod uwage powage sytuacji. Troche empatii, cholera...

Wracam do domu. Przebieram sie, wsiadam na rower. Cos mnie podkusilo - patrze na tylnie kolo - cztery szprychy dyndaja sobie luzno. Nie wierze w zlosliwosc przedmiotow martwych, ale dalbym glowe, ze dyndaly sobie radosnie...szyderczo rzeklbym nawet, smiejac sie prosto w moja zatroskana twarz. Telefon do znajomego "Nowe kolo do twojego bike'a ? Nie powinno byc drogo. Powiedzmy 80 funtow". Zajebiscie. Dla niego moze to i nie drogo - w zeszlym tygodniu kupil sobie nowy rower . Fajowy - leciutki, cieniutkie opony, zajebisty osprzet - slowem super. No, ale za 2 300 funtow to musi byc super.

Taaak. Easy come, easy go, jak to mawiaja. Pieniazki rozplynely sie w ciagu jednego dnia. Mialem wyskoczyc sobie ktoregos wieczoru poskakac do rana w jakims klubie. No to se nie poskakam...

londi : :
lip 25 2003 Chce mi sie?
Komentarze: 8

Podoba mi sie te dziewcze. Pracuje w collegu w recepcji. Jakies 25-26 lat. Ukrainka. Nie typowa 'laska'. To zdecydowany plus. Dlugonogie, plastikowe blondyny nie kreca mnie ani troche. Nie zebym mial cos przeciwko blondynom. Co to to nie. Nie zebym mial cos przeciwko dlugim nogom. Co to to jeszcze bardziej nie. Byleby powyzsza kombinacja nie byla wlasnie plastikowa. Byleby nie byla, jak to ktos kiedys powiedzial, infantylna i rozowiutka jak dupencja lalki Barbi. Cokolwiek to oznacza.

Schodzimy z tematu jednak. Tak wiec dziewusia nie dosc, ze ladna to niesamowicie sympatyczna i tak, powiedzialbym, slowiansko ciepla. Bo roznice w mentalnosci sa. Nie wiem z czego to wynika, ale dziewczyny 'zachodnie' (bardzo duzy skrot myslowy) w znakomitej wiekszosci sa jakies takie, nie wiem, inne - plytkie, chlodne - trudno wyrazic slowami. Nie mowie, ze gorsze - po prostu nie w moim guscie. Ok, nie ma co przesadzac z polityczna poprawnoscia, gorsze. Przez duze "G".

Tak wiec wracajac do poczatku - podoba mi sie dziewczyna. Tylko, ze nie az tak by serce kolatalo mi w piersi na jej widok. Nie jestem zakochany, zadurzony, zachwycony nawet. Podoba mi sie bardzo. Ni mniej, ni wiecej.

No i zastanawiam sie czy uderzac w tym kierunku czy nie. Bo na pewno wiem, ze to "nie jest to". Druga polowka, znaczy sie. Tylko, ze z drugiej strony nie szukam jeszcze tej wlasnie osoby na "do konca zycia".

Moze wyjsc z tego cos fajnego. Moze nie. Warto cokolwiek zaczynac? Ok, ze warto to wiem. Zawsze to nowe doswiadczenia, nowe rzeczy, ktorych ucze sie o sobie i innych. Tylko czy mi sie chce...

londi : :
lip 21 2003 Zwyczajny
Komentarze: 6

No, nie bylo mnie troche... I w zasadzie mialo nie byc juz wiecej. Miala byc jedna krotka notka, nazwijmy to, pozegnalna. Moze ktos napisalby 'szkoda'? Zalosne, nie? Moze ktos polechtal by milo po mojej proznosci... Odchodzimy od tematu.

Tak, mialo nie byc wiecej. Bo nie wiem po co. Blog mial byc moim pamietnikiem - mial byc moim sposobem na to by codzienne impresje, przemyslenia (lub, czesciej, przemyslenia nad brakiem przemyslen) i wszystkie te fajne chwile zatrzymac na dluzej - nie pozwolic im rozplynac sie w zamglona wizje przeszlosci, z ktorej detale wylawiac bede z takim trudem...

Tylko, ze cos nie wychodzi... Tyle rzeczy, o ktorych nie pisze. Nie pisze bo blog nie jest jednak tym samym co prywatne zapiski, ktore tworzylem swojego czasu. Prywatne - o ktorych wiem, ze nie dane im bedzie poznac na sobie cudzego wzroku. Tylko moje. Bezpieczne... Tak o wiele bardziej prawdziwe.

Dzisiaj czulem sie tak i tak.

Spotkalem ta lub tamta osobe.

Ona powiedziala to, powiedziala tamto.

Poczulem sie tak, poczulem sie siak.

Pierdoly. Monolog, dialog czasem, w mojej glowie. Watpliwosci, nadzieje, drazenie tematow, leki, radosci, niepokoje. Trywialne. Zwyczajne. Tylko, ze to wlasnie ja.

Dlatego wlasnie nie pojawiaja sie tutaj. Lubie swoja maske, nie lubie okazywac slabosci. Gra pozorow. Trzeba trzymac ten image, do ktorego sie przyzwyczailem.

No i ta trywialnosc wlasnie. Skoro nie dzieje sie nic ciekawego wole nie pisac. O codziennych pierdolach ? Bez sensu - wieje nuda.

Wlasnie - stad to wszystko - lek przed tym, ze oni (ludzie dookola mnie) odkryja w koncu to jak zupelnie 'zwyczajny' jestem - zwyczajnie codzienny, zwyczajnie przyziemny, zwyczajnie pospolity, zwyczajnie nudny... Zwyczajnie zwyczajny...

Nie myslalem tylko, ze tak trudno odslonic mi sie tutaj, na blogu. Przed ludzmi, ktorzy sa mi zupelnie obcy, ktorych w zyciu nie zobacze, ktorych opinia na moj temat powinna g... mnie obchodzic. Ale nie, musze nosic swoja maske, musze starac sie byc interesujacy, nie byc zwyczajny bo jeszcze przejrza przez to wszystko...

Dlatego lepiej nie pisac nic niz odslonic sie . Niz otworzyc drzwi do swojej duszy, do swojej glowy. Dla kazdego - by mogl zagladnac do srodka. I dojrzec ta pusta przestrzen, ktora tak bardzo staram sie ukryc.

 

 

 

Hmm. No to niezla zrobilem sobie samoanalize. Tylko, ze...

Tylko, ze do niczego to nie prowadzi... 40 minut. 40 minut by ubrac w slowa i przelac na ekran to z czego i tak zdaje sobie sprawe... Bez sensu.

londi : :
lip 09 2003 Kolarzem to ja nie bede..
Komentarze: 18

Ciuchy do wykrecenia - spodenki, podkoszulka, skarpetki, majtki - ok, skarpetki i majtki niech moze wyschna same (nie zeby je ponownie uzywac, bron Boze, ale coby mi nie zplesnialy w pojemniku na brudy). Taaak, wiec ciuchy do wykrecenia, kolano do wymiany, krem do kupienia i 15 funciakow w plecy... To bilans dzisiejszego treningu.... ale moze od poczatku.

Swojego czasu rozmawialem z pewnym cyklista, ktory poinformowal mnie o organizowanym wyjezdzie nad morze. W zasadzie to zachodnie wybrzeze wiec raczej nad ocean, mniejsza o szczegoly z reszta. Dopiero wczoraj dotarlo do mnie jednak, ze to, cholera, az 200km. Tyle w zyciu jeszcze nie jechalem - 100 to bylo wszysko na co bylo mnie stac.

I co poczac z tym fantem ? Pieniadze za powrotny autokar juz oplacone (to te wspomniane 15 funtow w plecy)... Nic tam, slowo sie rzeklo, kobylka u plotu (tak to sie mawialo?).

Dzisiaj pojechalem na trening - wsiadlem na mojego bicycla i dawaj w miasto. Znakomita wiekszosc uczestnikow 'wyprawy', jak sie dowiedzialem, jedzie na racing bikes (kolazowki, znaczy sie) musialem wiec sprawdzic jak tam z moja wydolnoscia przy dluzszej jezdzie na wiekszych predkosciach. No i sprawdzilem. Nieciekawie. Tzn nie bylo zle - obrocilem 50 kilometrow w dwie godziny dziesiec minut - wliczajac kilka krotkich postojow wychodzi srednio jakies 25km/godz. Biorac pod uwage, ze moj rower to 'cross' (cos pomiedzy kolazowka a goralem) powinienem byc calkiem zadowolony... Tylko, ze coby wyciagnac te 25km/g sredniej przez wiekszosc czasu popierniczalem kolo 30-32. Na najwyzszych obrotach przez dwie godziny.

No i moj przyzwyczajony do zgola innych rodzajow aktywnosci (glownie siedzenie przed monitorem) organizm dal mi do zrozumienia co o tym mysli. W drodze powrotnej zaczelo dokuczac mi kolano. Ostatnie kilka kilometrow musialem jechac juz naprawde wolno bo czulem, ze doprawilbym je sobie na dobre. Tak wiec kolano do wymiany...

Ostatnia rzecz o jakiej wspomnialem na poczatku to krem do kupienia. Koniecznie. Bo chodze jakbym spedzil ostatnia noc w jednej celi z bardzo 'wyglodnialym' recydywista. W sporym rozkroku, znaczy sie. Jak pisalem spocilem sie niezle, bylo goraco a ja na dodatek w normalnych spodenkach (te rowerowe maja specjalna gabke tam gdzie trzeba). No i skutek jest taki, ze odparzylem sobie jajka. Niedobrze...

Tak to wiec w skrocie wygladalo. Prawdopodobnie wiec z wyprawy nici. Ten 'rajd' jest unsupported, znaczy sie nie ma zadnego wsparcia logistycznego - zero samochodu, ktory ewntualnie zabieralby uczestnikow w razie awarii/kontuzji. Gdyby kolano wysiadlo mi gdzies w trasie znalazlbym sie nagle sam, w nocy (mowilem, ze to nocny rajd?) gdzies gdzie psy szczekaja nie tym koncem co trzeba. Taksowka z powrotem do Londynu ? Wole nie myslec ile by to kosztowalo - przez pol roku bym sie nie wyplacil...

Tak wiec kolejny piekny plan (po wczorajszych ambicjach polepszenia doli proletariatu) legl, z calym wdziekiem, w gruzach... Ok, ten wdziek moze tu i nie pasuje, ale w kazdym razie legl..

londi : :